Albania, czy warto się tam wybrać? cz.1

Czy warto odwiedzić Albanię? Czy faktycznie jest tam bezpiecznie, a Albańczycy są gościnni jak ich opisują? Jakie miejscowości wybrać? Czy jest tutaj drogo i czy należy wymienić walutę w Polsce? Na te i kilka innych pytań postaramy się odpowiedzieć w dwóch częściach jakie przygotowaliśmy dla Was z naszego wyjazdu.

Zacznijmy od początku. Podróż poślubna. Albania to dość nietypowy kierunek na miesiąc miodowy. Sami w pierwszej klasyfikacji odrzuciliśmy ten kraj biorąc pod uwagę Hiszpanię, Grecję czy Francję. Zależało nam, aby wyruszyć na nią zaraz po ślubie, czyli z początkiem sierpnia, zatem bardziej egzotyczna Indonezja odpadła. W planach mieliśmy wyprawę na własną rękę, czyli znalezienie noclegu na Airbnb, przelot, wynajęcie auta na miejscu itp. itd. Ostatecznie rozważaliśmy Walencję (którą i tak odwiedzimy), ale zaczęły pojawiać się wątpliwości oraz problemy z noclegiem. Skracając tę historię do minimum wróciliśmy do punktu wyjścia i przypatrzyliśmy się Albanii raz jeszcze. Airbnb jeszcze nie mają rozbudowanego, a znalezienie mieszkania prywatnie graniczyło z cudem, więc zaczęliśmy rozglądać się za hotelami. Booking przejrzany, kilka typów wybranych, jednak nie mieliśmy jeszcze lotu. Przy poszukiwaniach ceny lotów w marcu/kwietniu nas nie zadowalały. W szczególności, że obraliśmy Wlorę jako kierunek docelowy, a Sarandę chcieliśmy zdecydowanie ominąć. Zaczęliśmy rozglądać się za ofertami biur podróży, czyli coś, co chcieliśmy ominąć.. i bingo! Znaleźliśmy ofertę na 14 dni z HB (jedyna dostępna opcja wyżywienia, ponieważ nadal chcieliśmy sam nocleg) za ok 5700 pln w hotelu Regina City we Wlorze. W cenie przelot, transfer z lotniska z Tirany, śniadania i obiadokolacje. Mówimy super, chwila zastanowienia i bierzemy.

Lot do Tirany liniami Small Planet odbył się bez opóźnień. Trwał ok 1:45h, a następnie na lotnisku czekały już podstawione busy do różnych hoteli. Na transport z Tirany do Wlory musicie liczyć ok 3 godzin. Dotarliśmy do hotelu ok. godz. 23, po szybkim zameldowaniu i przekąsce (hotel przygotował nam kolację w pokojach) stwierdziliśmy, że musimy przed snem zobaczyć kawałek hotelu i wjechać na ostatnie piętro gdzie mieści się restauracja i basen 🙂 Widok bardzo nas zadowolił i usnęliśmy z uśmiechami na twarzach nie mogąc się doczekać kolejnego dnia. Rano od razu wyskoczyliśmy na balkon, by zobaczyć jaki widok mamy za oknem i voila! Piękna panorama na morze 🙂

Pierwsze wrażenia z Wlory

Bardzo europejsko. Świeżo wybudowany deptak, mnóstwo barów i restauracji… i to nie byle jakich. Co nas pozytywnie zaskoczyło, sporo knajp przykuwało dużą uwagę do aranżacji. Ceny? Taniej niż w Polsce. Za smaczne dwa dania, z napojami (najczęściej zamawialiśmy piwo lub wino plus kawa) przeważnie płaciliśmy ok 50 zł za cały rachunek. Jeśli jesteście fanami owoców morza to tutaj odnajdziecie się jak w domu. Jest ich cała masa i jak wspomnieliśmy – bardzo tanie i świeże. Nie ma sensu decydować się na oferty all inclusive, ponieważ warto posmakować regionalnych dań w przeróżnych miejscach, a i alkohol mają smaczny i tani 🙂

Jeśli jesteśmy już przy pieniądzach – Zabraliśmy ze sobą kartę Revolut oraz w gotówce euro. Możemy tutaj wymienić pieniądze praktycznie w każdym sklepie po korzystnym kursie. Albańczycy chętnie inwestują w euro. Warto je wymienić, ponieważ ceny w leke są atrakcyjniejsze – w szczególności w niektórych restauracjach. Z terminalami jest różnie, na głównych ulicach w restauracjach, czy większych marketach nie ma problemu z płaceniem. Również terminal mają w hotelu oraz stacjach benzynowych – np. Kastrati. Pamiętajcie nie wymieniać wszystkich pieniędzy na leke. Jeśli ich tutaj nie wydacie w Polsce raczej nie wymienicie tej waluty na złotówki.

Wynajem auta

W Albanii serdecznie polecamy wynajem auta. Jadąc na dwa tygodnie nie wyobrażamy sobie siedzieć w jednym mieście. Mając tak zróżnicowany teren grzechem jest go nie zobaczyć na własne oczy. przy wyjeździe na tydzień również polecamy 😉 Krąży plotka, że Albanii jest wszystko umowne. Albańczycy nie specjalnie spieszą się na umówioną godzinę i podobno często mogą się nie zjawić. Nie doświadczyliśmy tego na własnej skórze, aczkolwiek ze słownością faktycznie może być różnie. Dlaczego wspominamy o tym przy tym punkcie? Przy natłoku turystów w tym roku jaki zaobserwowaliśmy balibyśmy się zarezerwować wynajem auta z wyprzedzeniem – przez internet. Być może jeszcze nie wszystko „ogarniają” jak należy, a hasło przewodnie z jakim możemy się spotkać to „eaaassyyy”. My wynajmując auto dogadaliśmy się na miejscu po angielsku, jednak w wypożyczalni 24/7 dwa razy trafiliśmy na zamknięte drzwi od rana, więc musieliśmy czekać 🙂

Wycieczka samochodem

Na początku daliśmy sobie kilka dni na oswojenie się z tutejszą kulturą jazdy. Warto zaobserwować wcześniej Albańczyków na drodze. A jazda z pewnością odbiega od tej, którą znamy w Polsce. W pierwszej chwili możemy uznać, iż jest tutaj dziko, ale nie bójmy się. Nie mamy tutaj właściwie sygnalizacji świetnych, a klakson nie służy  do przepychanek, a pełni rolę ostrzegawczą  i oznacza „uważaj, jadę!” lub „trąbię, więc Cię nie puszczę”. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte i poradzicie sobie bez problemu. Nam po 3 dniach jazdy zdecydowanie lepiej poruszało się po albańskich drogach niż w Polsce 🙂 Cena najmu auta w wysokim sezonie zaczyna się od ok 35e za dobę – drogo. Zdecydowanie najdroższa rzecz z jaką spotkaliśmy się na naszej wyprawie, tym bardziej, że ceny mocno podrożały, kiedy zobaczyli popyt – w kwietniu, kiedy kontrolowaliśmy ceny w internecie było to ok 17-20e za dobę. Ale warto, nie odpuszczajcie sobie tej pozycji, jeśli macie ochotę pojeździć. Ceny paliwa ok 174leke, czyli ok 5,8 zł za litr. Druga rzecz, która jest droższa niż u nas, ale do przeżycia, jeśli wynajmiemy mało paliwożerny samochód.

Wlora – Saranda – Blue Eye – Gjirokastra – Wlora

Trip jaki obraliśmy samochodem to start z Wlory – > Saranda -> Blue Eye -> Gjirokastra -> Wlora. Postanowiliśmy wyruszyć bardzo malowniczą trasą wzdłuż morza do Sarandy – jest dłuższa, ale warto ją zobaczyć. Jadąc nią mamy do pod ręką i góry i morza. Zobaczymy m.in. przełęcz Llogara, gdzie dwa morza – Jońskie i Adriatyk łączą się ze sobą. Po drodze mijamy sporo mniejszych miejscowości i m.in Borsh, w którym zrobiliśmy przystanek na świetną restaurację Ujvara Veranda. Pomysł jej lokalizacji jest fenomenalny, a przy okazji chłód płynący z wodospadów był tak cudownym przerywnikiem po kilku godzinnej trasie w aucie bez klimatyzacji, że moglibyśmy tam siedzieć jeszcze ze dwie godziny dłużej. Niestety nie mieliśmy szczęścia do obsługi, nie spieszyło im się, i zanim dostaliśmy karty minęło ok. 20-25 min, i kolejne 40 min czekaliśmy na odebranie zamówienia. Jedzenie smaczne, ale bez szału, jednak widok i przeżycie wizyty w tak niebywałym miejscu rekompensują niedociągniecia w postaci obsługi. Z tamtąd została nam około godzina jazdy do Sarandy. Pierwotnie chcieliśmy o nią tylko zawadzić i chwilę pozwiedzać, jednak ze względu na lekkie opóźnienie w trasie i wydłużony pobyt w restauracji postanowiliśmy poszukać noclegu w już Sarandzie, a do Blue Eye i Gjirokastry pojechać już następnego dnia.

Saranda

Po wjezdzie do Sarandy pierwsze nasze pierwsze wrażenie było negatywne. Wiecie jak to jest, w pierwszych sekundach podświadomość potrafi wykreować pewne zdanie na dany temat. Tak było w naszym przypadku, a każde minuty dalszego zwiedzania nie poprawiały sytuacji. Tłoczno, ciasno, brudno i drogo. Sporą rolę w tym wizerunku odegrała również Wlora, ponieważ mieliśmy już porównanie z innym, według nas lepszym miastem. Cóż, przyszła pora na poszukiwania noclegu. Odjechaliśmy od głównych ulic, posiłkując się początkowo googlem zaczęliśmy poszukiwania i pytania o nocleg. w Pierwszym hotelu dostaliśmy cenę 90e za noc. Oczywiście drugie pytanie przed podaniem odpowiedzi z ich strony brzmiało „skąd jesteście”. Szukamy dalej. druga propozycja to 55e, ale standard pokoju nam nie do końca odpowiadał. Trzecia szansa trafiła nam się za 50e, jednak standard był jeszcze niższy, a widok z okna to skały i śmieci. Podziękowaliśmy i poszliśmy dalej. Postanowiliśmy, że zejdziemy na dół do samej plaży i zaczniemy pytać od dołu, kierując się ku górze. Wątpiliśmy, aby w budynku położonym najbliżej plaży było wolne miejsce, ale postanowiliśmy spróbować. Niestety, okazał się to być prywatny budynek, nie hotel i po tym, jak tam doszliśmy postanowiliśmy zawrócić… po czym słyszymy zza ramienia wołanie, abyśmy poczekali i łamanym angielskim człowiek pyta się czego szukamy. Po pierwszym zdaniu poddał się i kazał poczekać, pójdzie po kogoś. Wrócił z młodą Albanką, której wytłumaczyliśmy, że szukamy noclegu tylko na dzisiaj i rano ruszamy dalej. Powiedziała nam, że mają pokój 4 osobowy i czy chcemy go zobaczyć. Bez wahania powiedzieliśmy, że tak i już po chwili byliśmy w tym pokoju. Standard dostateczny, ale czysto – to najważniejsze. Pierwsza myśl – zerknijmy na balkon, ponieważ zasłony były zasłonięte. I co zobaczyliśmy? Balkon z przepięknym widokiem na morze, w pokoju najbardziej wysuniętym ku plaży. Do samego morza mieliśmy może z 15 metrów. Widok bajka! Cena? 60e, nie jest tanio, ale dla widoku bierzemy. Chcieliśmy się potargować, jednak przez łamany angielski nie mogliśmy wysunąć argumentów, a właścicielka zaczęła się obrażać. Ok, przebolejemy cenę.

Zapłaciliśmy, dostaliśmy hasło do wifi i spragnieni czystej, ciepłej wody od razu przebraliśmy się w stroje kąpielowe i popędziliśmy do wody. Tutaj czar prysł. Bałtyk przy temperaturze jaką doświadczyliśmy wtedy to gorące jacuzzi. Mieliśmy pecha, to akurat odcinek, gdzie do morza wpada zimna, górska rzeka, a temp. wody wynosiła góra 17c. Pamiętajcie również o butach do wody w tych rejonach, we Wlorze nię są potrzebne, w Sarandzie już tak. Brrr… lekko zdenerwowali trafiliśmy do beach baru, gdzie chcieliśmy napić się jakiś drinków. Niestety, drugie rozczarowanie – ceny. Za aperol chcieli 900 leke – czyli ok 30 zł. Niby umiarkowanie, ale przyzwyczajeni cenami z Wlory, gdzie ten sami aperol kosztował 400-500 leke rozum podpowiadał, aby sobie odpuścić. Było nam zwyczajnie pierwszy raz żal pieniędzy. Po krótkiej rozmowie z barmanem dostaliśmy informacje, że w pobliskum beach barze Mango ceny za drinki to ok. 1200 leke. Szok! Zamówiliśmy po piwku i wyszliśmy zwiedzić okolice i poszukać kapeluszy. Niestety nie trafiliśmy w Albanii na typowe, miejscowe pamiątki – pomijając jeden czy dwa sklepy z Gjirokastrze czy starej Wlorze. Ogólnie jest tu sporo podrób i chińszczyzny. Po spacerze po wąskich, brudnych uliczkach postanowiliśmy wrócić i zrobić zakupy spożywcze. W tym wypadku jest sporo sieciowych marketów, więc ceny są wszędzie unormowane. Np. kultowe, miejscowe Brandy -Skanderbeg udało nam się kupić za 650 leke czyli ok. 22 zł za butelkę 0.7. Swoją drogą – polecamy 🙂 Po spożywczych zakupach wróciliśmy do pokoju, przebrać się i wziąć aparat, aby zrobić kilka ujęć i relacji. Z Sarandy widać już pięknie Korfu, a co za tym idzie możecie łapać tutaj zasięg GSM z Greckiej sieci i korzystać z roamingu. Pora na sen, a kolejny dzień to nowe przygody.

Co ważne, podróżując pieszo po Sarandzie czy Wlorze czuliśmy się bezpiecznie. Nikt nas nie zaczepiał, nie mieliśmy okazji spotkać bezdomnych, a w sklepach nie chcieli nas oszukać na wymianie walut – wszystko przeliczali w systemie (w większych sklepach) lub na kalkulatorze dokładnie na naszych oczach.

C.D.N.

W drugiej części opiszemy naszą ranną wyprawę do Blue Eye, a następnie do Gjirokastry. Podpowiemy w jakich godzinach się wybrać i gdzie zjeść. Będziemy wracać do Wlory drogą ekspresową przez góry – zdecydowanie szybszą i również malowniczą. Podpowiemy jakie plaże odwiedzić, a gdzie odpuścić. Zajrzymy do Zvernec i do Kanine, z którego zobaczyć można piękną panoramę na Wlorę. Na końcu przygotowaliśmy dla Was kilka przydatnych informacji i przykładowych cen.

SERIA ZDJĘĆ PONIŻEJ WPISU

Hotel: Regina City
Wynajem aut: Auto Iris rent a car
Restauracja w Borsh z wodospadami: Ujvara Veranda

Przykładowe ceny:
Kawa:
Americano: 80-100 leke
Capuccino:  120-150 leke
Espresso: 60-80 leke
Alkohol:
Brandy Skanderbeg 0.7l: 650-700 leke
Miejscowa Raki 0.5l: 250 leke
Miejscowe wino (w małych sklepikach) 1,5l: 400-500 leke
Piwo Tirana 0,5l: 80-100 leke
Napoje:
Cola Fanta Sprite ok 1.5l: 120 leke
Woda: 1,5l: 60-80 leke
Napoje smakowe 1,5l: 150-170 leke
Albańska karta SIM:
Vodafone 14 dniowy starter turystyczny – m.in. 10gb internetu: 1300 leke