Nowe życie szwedzkiej brzydoty

W ferworze przerabiania poprzedniej komody bez zastanawiania i chwili wytchnienia zabraliśmy się za komodę nr 2 (numer dwa, ale w ostatnich 30 dniach). Bohaterem, a konkretnie bohaterką dzisiejszego „odcinka” jest szwedzki brzydal (firmy Royal Board) z przełomu lat 70 i 80. Wcześniejsza wersja nam się zupełnie nie podobała, ale ujrzeliśmy w niej potencjał – ma fajne wymiary, nadaję się na komodę do sypialni, salonu, a nawet pod telewizor. Dodatkowym plusem według nas to jej układ – szuflady po prawo i drzwiczki po lewo, a całość działa idealnie (co w Polskich meblach z tamtych lat często zawodzi po skromnych 40 latach ;)).

 

Zaczęliśmy od kupna, czyli naturalna kolej rzeczy. Szybkie polowanie w internecie. Na pierwszy rzut oka, brzydal, że aż oczy płaczą, ale zaraz, coś w tej brzydocie jest. Od razu wiedzieliśmy, że najtoporniejsze nóżki świata trzeba od niej odseparować i jej ulżyć. Cena była przystępna, zatem do dzieła!

Kombinowaliśmy początkowo z różnymi pomysłami na nogi, ale z racji na toporną budowę komody stwiedziliśmy, że fajnie będzie ją postawić na czymś wysokim i delikatnym, aby optycznie ją wyszczuplić.

Drugie zadanie to szybki projekt i zerwanie listewek z frontów szuflad i drzwiczek. Z szuflad poszło jeszcze gładko, ale z drzwiczkami już były przygody. Boki, blat i podstawa są z litego drewna, jednak fronty to paździerz, więc po latach nie były w najlepszym stanie – w szczególności po delikatnym zdjęciu listew. Mimo wszystko jesteśmy zadowoleni, że listewki zniknęły. Komoda przybrała bardziej minimalistycznego i nowoczesnego wyglądu.

Co jest nam potrzebne do przemiany:

  • Farba akrylowa, w naszym wypadku w trzech kolorach, biały, szary, czarny
  • Spray w puszce, użyliśmy tego z efektem chromu
  • Taśma malarska – nie używajcie tej żółtej, najtańszej, nie sprawdzi się i nabawicie się nerwicy
  • Papier ścierny + klocek do papieru
  • Rozcieńczalnik

+ w naszym wypadku potrzebne były A) nowe nóżki, B) nowe uchwyty, C) tapeta.

Procedura przemiany jest zawsze taka sama, czyli:

Zaczynamy od matowienia mebla za pomocą papieru ściernego (aby zwiększyć przyczepność farby), nie za mocno, aby nie porobić szkód, w razie konieczności ubytki szpachlujemy szpachlą do drewna (sprawdza się również samochodowa, ale śmierdzi, więc w domu nie polecamy), następnie mebel odtłuszczamy rozcieńczalnikiem, a następnie malujemy. W zależności od rodzaju farby przeważnie 2-3 warstwy. My pierwszą warstwę użyliśmy jako podkład. Całą komodę pomalowaliśmy na szaro, a następnie doszły 2 warstwy białej farby i jeszcze jedna szarej na fronty. Na końcu, kiedy fronty były już suche, obkleiliśmy je taśmą malarską i w bezpiecznym miejscu wysprejowaliśmy je na złoto – pamiętajcie, że przy użyciu sprayu w powietrzu jest bardzo dużo pyłu, więc ostrożnie, jeśli chcecie używać go w domu i koniecznie zakładajcie maseczki ochronne! Pamiętajcie też o pełnym utwardzeniu farby. W zależności od producenta mogą to być nawet 3 tygodnie.

Całość dopełniły nowe, złote uchwyty i tapeta (taka zwykła, ścienna), którą wytapetowaliśmy wnętrza szuflad oraz półkę. Użyliśmy dość tropikalny wzór – Khroma Oxygen, który upolowaliśmy w farby-dekoracje.pl w Łodzi.

Efekt według nas zadowalający, a według Was? Postawilibyście taką u siebie? 🙂

 

btw. komoda jest na sprzedaż 😉